piątek, 28 września 2012

Lack of something

Macie czasami, że jak Wam się wymarzy jakiś ciuch, to możecie go próbować zastępować innymi, ale i tak będziecie czuć niedosyt? Miałam tak z botkami na jesień. Od chyba dwóch lat siedziały w mojej głowie takie w kilku odcieniach brązu, najlepiej z paskami koło kostki, na stukającym obcasie... I mam!
Życie jest całkiem proste - trzeba tylko wiedzieć dokładnie, czego się chce :-)

PS Dla tych, co chcą identyczne okulary lub inne z asortymentu ZA DARMO (ponosicie jedynie koszty przesyłki!) odsyłam tutaj









spodenki: Clockhouse (C&A)
koszula: sh
sweterek: sh
kurtka: h&m
torebka: allegro (stylowezycie)
buty: allegro (aga_obuwie)
biżuteria: katherine.pl
okulary: Firmoo

wtorek, 25 września 2012

Autumn colors

Nie wiem, co się ze mną dzieje, ale wszystkie żywe kolory porzuciłam na rzecz brązów i czerni. Jesień? Depresja? Powrót na uczelnię? Jak zwał, tak zwał - mam cichą nadzieję, że to tylko chwilowe zauroczenie. 
A jak nie, to wołajcie lekarza, bo to zdecydowanie dziwne.










sweterek: no name
spodnie: TBSport
torebka: LoelStyle
melissy: allegro
zegarek: Asos
kapelusz: nad morzem
pierścionki, kolczyki: katherine.pl

sobota, 22 września 2012

It's not a goodbye

Jeszcze dwa dni temu myślałam, że pożegnanie z latem będzie łatwe. W końcu jestem opalona, wypoczęta i pozytywnie nastawiona na jesień. Czego chcieć więcej? Taka kolej rzeczy - jedna pora roku odchodzi, zastępuje ją inna. Nie jestem w stanie powstrzymać tego procesu, więc mogę mu się tylko przyglądać. 
W tym momencie lato krzyknęło: A figę z makiem! I wróciło. Nieważne, że na jeden dzień. To wspaniałe móc poczuć jeszcze przez kilka godzin promienie słońca na skórze... Zwłaszcza, że dzisiaj od rana pada i jest pochmurno.
Wianek przywiozłam z Turcji - potraktujcie go raczej z przymrużeniem oka ;)  







sukienka: Danity (sh)
buty: allegro
bransoletka: moje rękodzieło
wianek: stragan w Turcji

czwartek, 20 września 2012

Summer's last breath

Im dłużej zwlekam z wstawieniem zdjęć, tym później bardziej prawdopodobne jest, że ich w ogóle nie wstawię. W tym przypadku jednak robię wyjątek od reguły, gdyż naprawdę polubiłam się z tym outfitem. Może niektórym zestawianie dwóch identycznych wzorów wydaje się banałem, jednak u mnie pojawia się ono dość często (dowód 1, dowód 2, dowód 3). Wydaje mi się, że dwa identyczne wzory - ale na różnych tkaninach, w różnej formie (grube, cienkie, małe, duże) - wyglądają całkiem ciekawie. 
Druga refleksja: Jest mi trochę smutno, bo dzisiaj pewnie musiałabym założyć rajstopy i płaszcz, aby nie zamarznąć w takim stroju... O tyle dobrze, że w Szczecinie grzeje piękne słoneczko! :)







koszula: sh
spódnica: h&m
koturny: Boti
kopertówka: sh
pasek: h&m
kapelusz: sklep nad morzem
kolczyki: katherine.pl
bransoletki: jak wyżej + moje rękodzięło





poniedziałek, 17 września 2012

Stories from Turkey

Przygotowałam dla Was obiecany post z wyjazdu do Turcji. Pojechałam tam z chórem Akademii Morskiej na festiwal. W skrócie powiem: nic tak nie spaja ludzi jak muzyka! Nawet nie spodziewałam się, że poznam tyle różnych osobowości i z każdym znajdę wspólny język. Teraz nie mogę sobie wyobrazić, jak wcześniej mogłam bez nich żyć. Moje CHAMidła!
Dobra, ja tu się rozczulam, a miał być post o Turcji. No to jazda.


Pierwszy raz leciałam samolotem! I zdecydowanie chcę to powtórzyć. Oczywiście zastanawiam się nad wyrobieniem licencji pilota. Jak tu nie zakochać się w takim widoku?!





Naszą podróż zaczęliśmy od Kapadocji - najbardziej malowniczego miejsca w Turcji. Widoków nie da się opisać, to trzeba zobaczyć (najlepiej na żywo!).


Tutaj z naszym szalonym Turkiem-przewodnikiem. Ten naród jest naprawdę otwarty, wszyscy raczej są życzliwi i uśmiechnięci. Chętnie rozmawiają i uwielbiają zgadywać, jakiej jesteś narodowości. Oczywiście przyjemności kończą się, jeśli mają szansę na Tobie zarobić. Ale to chyba wada każdego narodu...



To nasz hotel. Magiczne miejsce, gdyż tak naprawdę pokoje wyciosane są w skale. (ciocia Wikipedia poprawia: w formach tufowych!) 


No i szlacheckie śniadanie. 


Z takimi widokami!


Następnego dnia ruszyliśmy na podbój Kapadocji na skuterkach. (mój pierwszy raz!)


Seksi-fleksi dziewczyny harleyowców.


Następny przystanek: Stambuł. Bardzo duże i głośne miasto. Jeśli już tam zawitacie to koniecznie weźcie ze sobą stopery! Kierowcy wszelkich pojazdów wręcz uwielbiają nadużywać klaksonu. Brrrr. W tle Błękitny meczet.


Obowiązkowo zdjęcie na tle cieśniny Bosfor.


I szalony pan Turek, który chciał z nami zdjęcie, ale my z nim niekoniecznie ;)


Mały shopping na największym i najstarszym krytym bazarze świata. Idzie się zgubić wśród tych uliczek! A najśmieszniejszy jest fakt, że praktycznie nigdzie nie jest napisana cena towaru. To w Turcji normalne - wszędzie trzeba się targować. 


Obowiązkowo odwiedziliśmy również świątynię Hagia Sophia. Ja jednak maniaczką tego typu zabytków nie jestem, stąd tylko jedno zdjęcie.


Trzeba też oczywiście coś jeść, więc, zgodnie z obyczajem poszliśmy na kebaba. Moje zdanie - szału nie ma, jeśli macie zamiar - jak ja - żydzić na kasie i kupować w jakiejś budce. Później mogą Was spotkać niemiłe komplikacje żołądkowe... 


Następnego dnia zmieniliśmy taktykę i poszliśmy do dobrej restauracji. Zamówiłam wtedy przepyszne spaghetti carbonara, mmm... W międzyczasie inny szalony Turek zabawiał nas swoimi sztuczkami. 


Kolejny specjał turecki - jabłkowa herbata. Podawana do wszystkiego, o każdej porze dnia i nocy. Niemiłosiernie słodka. 


Do zwiedzania Błękitnego Meczetu potrzebowałyśmy specjalnego typu odzienia. Jak widać - idealnie wtopiłyśmy się w tło.


Tutaj już w słynnym pałacu Tokapi - rezydencji Sułtanów przez ponad 380 lat (rzecze ciocia Wikipedia). Jak Hagią Sophią się nie jarałam, to to miejsce polecam z ręką na sercu. 


A w zasadzie największą atrakcją jest Harem (trzeba dodatkowo zapłacić), czyli miejsce w którym mieszkał Sułtan, jego matka i jego żony, konkubiny, służki, służące, nałożnice, faworyty, niewolnice... Taki to sobie pożyje!


I tutaj sułtan sobie z nimi wszystkimi... grzecznie spał.


Oczywiście nie mogliśmy nie odwiedzić takiego otwartego, trochę mniejszego niż Grand Bazarr, miejskiego bazarku. Znowu nigdzie nie uraczymy cen, więc ćwiczymy swoją charyzmę, targując się z szalonymi Turkami. Wszędzie świeże warzywa i owoce, unoszący się w powietrzu zapach przypraw, stragany z typowymi tureckimi słodkościami - koniecznie spróbujcie Baklavy (zjadłam, zanim zrobiłam zdjęcie!), sandały za 5 lira (10zł!!!!! bo przecież nie można przepuścić okazji i wrócić z wakacji bez nowej pary butów) i oryginalne sukienki prosto z salonu Zary za... 30zł. Hahaha, right.


Ostatni przystanek: Edremit. Gorące słońce, W MIARĘ ciepła i przejrzysta woda. Plażing, smażing i załużony odpoczywing.




Do zobaczenia, Turcjo - wrócę na pewno! 

PS A jeśli chcecie poznać prawdziwie tureckie imprezowe klimaty, polecam dwa kawałki - klik i klik.


Przypominam, że ciągle dodaję nowe aukcje na allegro - po naprawdę okazyjnej cenie, większość startuje od 4,99!