wtorek, 26 lutego 2013

Don't want to be an adult anymore

Czasami zazdroszczę dzieciom. Żyją sobie nieświadome z dnia na dzień, ciesząc się z trywialnych rzeczy. Ciągle są radosne, pełne energii. Zasypiają niemalże w sekundę i śnią spokojnym snem. Nie ma dla nich rzeczy niemożliwych, a cała ich rzeczywistość jest kolorowa i pełna magicznych wyobrażeń. A ich jedynym problemem jest to, że rodzice nie chcą kupić nowej zabawki... 
Jednak nasze dziecięce rozumki nie potrafiły pojąć tego szczęścia. Wtedy to właśnie dorosłość wydawała się doskonała. Przyznajcie się, dziewczyny - która z Was nie podkradała mamie szminki czy lakieru do paznokci, nie paradowała w jej sukienkach i o kilkanaście numerów za dużych szpilkach? Nieważne, że wyglądało się komicznie. Chodziło jedynie o ten prestiż bycia dorosłym, nawet na kilka sekund. 
Dzisiaj role się odwróciły. Chcemy znowu powrócić do dziecięcej beztroskości, choć na chwilę się nie przejmować. Niestety, dorośli jak zwykle mieli rację mówiąc nam, że powinniśmy cieszyć się dzieciństwem, bo szybko mnie i nie będziemy mogli do niego wrócić. 
Jednak życie nie jest tak okrutne, jakby się mogło wydawać. Zawsze możemy choć przez chwilę poczuć się jak dziecko - robiąc rzeczy, które one robią, ale nie zwracając uwagi na to, co powiedzą inni ludzie. Bo to zazwyczaj presja społeczeństwa wymusza na nas odpowiedzialne, dojrzałe zachowanie. Ale co komu do tego, że mam czapkę z uszami? Nawet nie wiecie, ile uśmiechów przechodniów potrafi wywołać! A i ja czuję się w niej o wiele młodsza :-)










płaszcz: odziedziczony
spodnie: sh
bluzka: SaintTropez
buty: allegro
czapka: sh
rękawiczki: lokalny sklep

sobota, 23 lutego 2013

Generation gap

Chyba każdy z nas przechodzi w swoim życiu okres buntu. Wydaje nam się wtedy, że cały świat sprzysiągł się przeciwko nam: rodzice ciągle się o coś czepiają, rówieśnicy nie są w stanie pojąć naszego stylu bycia, rodzeństwo jest wredne i uprzykrza każdą chwilę. 
Mówią, że kilka lat i bagaż doświadczeń później uczucie niezrozumienia znika. Stajemy się dojrzalsi, patrzymy na świat z innej perspektywy i rozumiemy więcej. A gdzie tam!
Owszem, trywialne sprawy typu ubiór, gatunek słuchanej muzyki, częstotliwość sprzątania w pokoju czy kolej wynoszenia śmieci tracą na znaczeniu. Jednak ich miejsce zajmują nowe przyczyny kłótni: tym poważniejsze, im starsi jesteśmy. Wiadomo - młodym (i głupim) łatwiej wybaczyć ostre słowa ze względu na temperament czy hormony. Tymczasem jak usprawiedliwić bolesne słowa ze strony dojrzałych, odpowiedzialnych dorosłych?
Prawda jest taka, że z wiekiem coraz bardziej komplikujemy swoje życie i relacje z innymi. Aby zapełnić pokoleniową lukę powinniśmy wrócić do podstaw. Wystarczą proste komunikaty, miłe gesty, nieskomplikowane słowa. Moim zdaniem wzajemna pomoc przy każdej okazji, codzienne okazywanie miłości i odrobina zrozumienia dla innego punktu widzenia wystarczą, aby znaleźć wspólny język.A jaki jest Twój przepis na dobre relacje z starszym (lub młodszym) pokoleniem? 








bluzka: Blue Chameleon (sh)
spódnica: sh
buty: Merg.pl

środa, 20 lutego 2013

If we ever meet again

To było nieuniknione, wręcz do przewidzenia. Z resztą znane porzekadło 'do trzech razy sztuka!' musiało sprawdzić się również w naszym przypadku. Do rzeczy: w sobotę miało miejsce III spotkanie blogerek z zachodnio-pomorskiego. I ja tam z gośćmi byłam, miód i wino piłam, A com widziała i słyszała, żem w księgi zapisała.*
Przy prawdziwych umiejętnościach organizatorskich dziewczyn nasze trzecie spotkanie nie mogło być nudne i takie samo jak poprzednie. Postanowiły (jako pierwsze modowe blogerki w Polsce? Czy przesadzam? :-)) spotkać się nie w kawiarence na pogaduchach, ale w klubie na imprezie! W ruch poszły szpilki, dopasowane sukienki w kolorze głębokiej czerni, cekiny, i czerwień na ustach.
Zaczęłyśmy dosyć grzecznie, od kanapek i żurawinowych ciastek z Subway'a, w międzyczasie słuchając o nowej kampanii Reserved oraz kilku słów o marce Paese. Później bycie grzecznymi blogerkami nam się znudziło i zamieniłyśmy się w imprezową zwierzynę. Galopem ruszyłyśmy ku barowi, gdzie - ku uciesze barmana - zamawiałyśmy przeróżne drinki. Podobno im bardziej kolorowe, tym lepsze ;-) Te odważniejsze poszły się nawet pogibać na parkiecie. Wszystko udokumentował utalentowany paparazzi - Łukasz. 

*Jakby ktoś nie wiedział, parafrazuję fragment Pana Tadeusza. Ponadczasowe dzieło :-)




sukienka: ?
pasek: sh
buty: Merg.pl
biżuteria: katherine.pl + moja twórczość

Kanapki z Subway'a mogliby mi serwować codziennie na śniadanie (ile warzyw!!!)


Znajdź Wally'ego! :-)




 20 feszyn-babeczek! Od lewej: Sun, Gosia, Hahoda, Visna, Martiaa, Millie, Sparkle, Czarna, Szafa, Kasia, Mish Mash, Kats, Justyna, Sylvieu, Laila, Kasia, Parasola, Agnes. Na dole: Ash i ja

poniedziałek, 18 lutego 2013

I need your help


Za dzieciaka zawsze byłam w centrum. Jako 'prawie' jedynaczka (rodzeństwo szybko wyfrunęło z domu) miałam wszystkiego pod dostatkiem i moje potrzeby były na pierwszym miejscu. Przez długie lata żyłam w przeświadczeniu, że świat kręci się wokół mnie. 
Dzisiaj mam świadomość mojego egocentryzmu i każdego dnia próbuję nad sobą pracować. Choć nie zawsze mi wychodzi, staram się zauważać innych ludzi i zwracać uwagę na to, czego potrzebują. Zadaję sobie pytanie: czy jestem w stanie pomóc? Co mogę coś dla niej/niego zrobić? Jeśli odpowiedź nie jest jednoznaczna, po prostu pytam danej osoby. Zdziwilibyście się jakie pomaganie może być proste.
Chciałabym pewnego dnia dojść do momentu, w którym na co dzień będę dawać coś od siebie bezinteresownie, nie licząc na korzyści. Robić coś dla drugiego człowieka otrzymując jedynie to wspaniałe uczucie satysfakcji z możliwości niesienia pomocy. Pomyślcie sami - czy świat nie byłby lepszy, gdybyśmy umieli tak żyć? Może to jest właśnie cel naszego istnienia: pomaganie sobie nawzajem. 

Więc, zrób szybki rachunek sumienia i powiedz, kiedy ostatnio zrobiłeś coś bezinteresownie? Dzisiaj masz szansę na małą rehabilitację. Justyna jest studentką socjologii i do napisania pracy dyplomowej potrzebuje WASZEJ POMOCY. Wypełnijcie ankietę dotyczącą mody i zwyczajów zakupowych. Zajmuje to jakieś pięć minut. Tylko tyle, a jeden bezinteresowny uczynek macie dziś z głowy ;-)










sukienka: Gina Tricot
płaszcz: odziedziczony :-)
buty: Boti
pasek: sh
zegarek: allegro
okulary: allegro

piątek, 15 lutego 2013

There's no happiness without music

Często piszę Wam o moim pozytywnym podejściu do życia. W niemalże każdym poście staram się przekazywać moje sposoby na znalezienie szczęścia oraz zwracać Waszą uwagę na dobre aspekty dnia. Po prostu jestem optymistką i humor mnie praktycznie nie opuszcza - więc czemu miałabym się nim z Wami nie podzielić? :-)
W pewnym momencie swojego życia stwierdziłam, że kocham ten błogi stan i chcę go utrzymać jak najdłużej. Wtedy zaczęły się schody... Bo jak trwać w szczęściu, kiedy zewsząd atakują nas pechowe sytuacje i ponure aury innych ludzi? Obserwowałam i analizowałam, aż w końcu wymyśliłam coś pozornie banalnego: MUZYKA! 
Od małego byłam z nią związana, czy to poprzez taniec w gimnazjum i liceum, po dzisiejsze czasy śpiewania w chórze. Stała się moim sposobem na wyrażanie wdzięczności i szczęścia.
Ponadto muzyka potrafi niewątpliwie wpłynąć na mój nastrój - jazzowe kawałki sprawiają, że się rozluźniam, przy skocznym r'n'b nie potrafię usiedzieć w miejscu, a romantyczne ballady sprawiają, że staję się kłębkiem smutku (dlatego ich unikam jak ognia! :-)) 
Więc jeśli masz dobry humor, łap byka za rogi, włącz ulubioną muzykę i rozkoszuj się chwilą. Spraw, żeby trwała wiecznie, rozciągnij ją do maksimum. W końcu nie bez przyczyny mówi się, że łagodzi ona obyczaje!

Ja ostatnio zasłuchuję się w kawałkach niedawno odkrytego przeze mnie zespołu Enej. Owszem, znałam ich wcześniej, ale jednak występ na żywo jest o wiele bardziej przekonujący niż suche kawałki w radiu. Enej to masa pozytywnej, naładowanej energią i pogodnymi brzmieniami muzyki. Oby więcej takich zespołów na polskiej scenie muzycznej! (przykład 1, przykład 2, przykład 3... - och, posłuchajcie całych płyt!)


 






Post sponsorowany przez lumpki.
buty: allegro
kolczyki: katherine.pl



wtorek, 12 lutego 2013

People want to be loved

Wielkimi krokami zbliża się do nas święto zakochanych. Witryny sklepowe toną w czerwieni, na każdym kroku spotyka się serduszkowe dekoracje, a kwiaciarnie zamieniają się w prawdziwie różane ogrody. 14. lutego - dla niektórych zwykły dzień, dla innych okazja do okazania swojej miłości. Trzecią kategorię stanowią Ci, którzy Walentynek wręcz nie trawią. Dlaczego? Najczęściej powodem jest to, że nie mają z kim ich świętować.
Takie osoby mają kilka sposobów na przetrwanie felernego dnia. Nieszczęśliwie zakochane dziewczyny spędzają wieczór oglądając komedie romantyczne i płacząc do poduszki, faceci najczęściej wybierają opcję 'walę drinki' i wychodzą ze znajomymi do klubu. Można też to święto totalnie zbojkotować i nie robić nic szczególnego.
Każdy z tych sposobów jest dobry, ale na chwilę. Odsuwając od siebie niechciane myśli tak naprawdę tylko utwierdzamy się w przeświadczeniu, że jesteśmy samotni. 
Mój sposób? Nie użalaj się nad sobą! To w końcu Święto Miłości, ale czy gdzieś jest napisane, że to musi być miłość do drugiej połówki? Wypełnij się miłością do świata. Zrób sobie listę rzeczy, które kochasz w swoim życiu lub po prostu cały dzień wymieniaj je w myślach. Pozwól sobie jedynie na pozytywne uczucia. Na koniec dnia gwarantuję Ci, że Walentynki staną się Twoim ulubionym świętem w roku.










sukienka: C&A
marynarka: h&m
buty: Merg.pl
pióra: sh
rajstopy: Gatta