
Od pewnego czasu posty nie pojawiają się tu zbyt często. Na fitness też chodzę, ale jakoś tak bez przekonania. Książki kurzą się na półce kolejny tydzień. Zapytacie: czy coś się dzieje? Hm, jeszcze dwa dni temu odpowiedziałabym - nie, to po prostu przemęczenie. I bym nieświadomie skłamała.
Nagłe olśnienie przyszło do mnie podczas niewinnej rozmowy z koleżanką. HOBBY TO NIE PRZYMUS - zaświtało w mojej głowie. Jednak zanim to nastąpiło, nie dostrzegłam, że moja definicja słowa hobby uległa transformacji i stała się błędna. Bo kiedyś była dobra. Kiedyś hobby naprawdę kojarzyło mi się z relaksem.
Dzisiaj, z powodu mojej manii planowania - wszystkie czynności wykonywane dla przyjemności stały się przykrym obowiązkiem. Jak do tego doszło? Dzień za dniem zapisywałam czynności, które chciałabym robić w ramach hobby, lista rzeczy wydłużała się niemiłosiernie, a ja, po pewnym czasie, patrzyłam na nią z odrazą. Nie miałam ochoty poświęcać swojego czasu na hobby. To tak jakby w momencie wpisania tych czynności w grafik, momentalnie traciły swoją magię, gubiły radość z ich wykonywania.
A chciałam dobrze! Chciałam rozwinąć swoje hobbystyczne skrzydła, móc poświęcić więcej czasu na przyjemności. Myślałam, że jeśli wpiszę hobby w swój plan dnia to każdy dzień będzie owocny i pełen spełnienia. Błąd! To kolejna, cenna nauka w moim życiu.
Na hobby - jeśli jest prawdziwe - zawsze znajdzie się czas i chęci. Ja już widzę tę zależność. Nie pozwólcie sobie pozbawić hobby tego małego czynnika, jakim jest przyjemność. Inaczej stanie się ono tylko przykrym obowiązkiem.
top: SpeciallySelected (sh)
spódnica: przerobiona z sukienki
szpilki: allegro
okulary: allegro (Born86')
kolczyki: katherine.pl