
Mało kto lubi zmiany. Często wynika to z faktu, że przywykliśmy do dotychczasowej sytuacji, znamy ją dobrze i nie musimy się wysilać, aby coś odkrywać na nowo = jesteśmy leniwi. Lub, co gorsza, obawiamy się jakichkolwiek modyfikacji i to właśnie strach blokuje nasze chęci. Sparaliżowani lękiem postanawiamy się nie wychylać i nadal płynąć z prądem. Czujemy się bezpiecznie. Jednak czasami przychodzi moment, gdy zmiana jest nieunikniona, a jedyny wybór, jaki nam pozostaje to a) bezskutecznie się jej opierać lub b) zaakceptować aktualny stan rzeczy.
Ja założyłam sobie, że zmiany - choć często diametralne - są czymś dobrym w naszym życiu. Sprawiają, że wzbogaca się nasze doświadczenie i możemy się rozwijać. Nie popadamy w rutynę. Szukamy rozwiązań i alternatyw, wysilamy szare komórki i stajemy się kreatywni.
Niekiedy zmiana to tak naprawdę wywrócenie całego naszego świata do góry nogami. Jednak skąd wiesz, że ta strona, do której się przyzwyczaiłeś, jest lepsza od tej, która cię czeka?*
Ta refleksja naszła mnie w trakcie całego zamieszania z likwidacją Google Reader, czyli popularnego programu do zarządzania obserwowanymi blogami. Może to i lepiej? Uznałam, że będzie to swojego rodzaju oczyszczenie - zarówno dla mojego bloga, jak i dla całej blogosfery. Moim zdaniem to dobra okazja, aby zastanowić się, czy chcemy kogoś obserwować, bo jest naszą inspiracją czy tylko dlatego, aby on odwdzięczył się tym samym.
*Elif Şafak - Czterdzieści zasad miłości
Teraz pamiętając, że nie uznaję zasady 'obserwacja za obserwację', sami zadecydujcie, czy chcecie mieć mnie na swojej liście bloglovin' :-) Odnośnik poniżej.
bluzka: h&m
spodenki: allegro
koturny: Boti
okulary: allegro
bransoletka: Diva
kolczyki: katherine.pl